Wchodząc w dorosłość odkrywam kolejne puzzle, z których się ona składa. Najpierw okazało się, że trzeba samemu kupować proszki do prania i bieliznę. Później, że trzeba zarabiać na to pieniądze. A jeszcze później, że potrzebuję dużo pieniędzy, bo dużo pieniędzy wydaję. Ale najlepsze w tej historii jest to, że kiedy zaczęłam te pieniądze zarabiać, przestałam w końcu bać się, że ich nie mam, a zaczęłam się bać tego, że je mam. I tak zaczęła się moja mentalna podróż nad opanowaniem podejścia do finansów.
Dziwne przekonania
Jak mantrę kładziono mi do głowy, że bogaci ludzie są bogaci dlatego, że urodzili się w bogatych domach. Góry pieniędzy nie można zarobić. Można ją jedynie jakoś dostać od losu lub zdobyć nielegalnie. A, no i pieniądze należy mieć, a nie je wydawać. Jak już masz pieniądze, to odkładaj. Tak tworzy się bogactwo – zbierając pieniądze.
Oczywiście mówili to ludzie, którzy pieniędzy zawsze mieli za mało. Dlatego nie mówiono o tym, jak pieniądze zdobywać, a jedynie co można byłoby zrobić, gdyby je mieć. MożnaBY, byłoBY, gdyBY…
A w temacie zbierania pieniędzy, to też zawsze ktoś miał coś lepszego, miał czegoś więcej, zawsze ktoś chciał czegoś na co nie mógł sobie pozwolić i zawsze trzeba było na coś oszczędzać, żeby kupić sobie to marzenia podpatrzone u sąsiada. Każdy miał też długi, to przecież normalne, że wydaje się więcej niż jest się w stanie zarobić.
Życie w tych przekonaniach
I żyłam tak sobie przez kolejną dekadę w nieustannym napięciu i lęku, bo moje zarobki ledwo wystarczały przecież na pokrycie kosztów życia, a co dopiero na jakieś oszczędności. Pojawiły się pierwsze pożyczki i kredyty. W głowie zaczęła kiełkować mi myśl, czy to oznacza, że już do końca życia będę biedakiem, który od dziesiątego zamartwia się, jak dożyć do pierwszego?
Przecież ja tyle rzeczy chcę przeżyć, zebrać tak wiele doświadczeń, zobaczyć tyle miejsc i spróbować tylu smaków… Zaraz, zaraz. Coś mi się przestało kleić w tej historii.
Odkryłam, że kiedy myślę o pieniądzach to czuję niepokój i strach. Ten lęk rósł we mnie tak długo, aż mnie przerósł. Wiedziałam, że albo rozwiążę problem swoich finansów, albo zwariuję.
Po nitce do kłębka
Żeby móc pójść dalej z tematem mienia pieniędzy, musiałam najpierw zastanowić się i przeanalizować, czego ja się właściwie boję. I to była gruba jazda w mojej głowie.
👉🏻 Okazało się, że boję się nie mieć pieniędzy, bo nie będę mogła zaspokoić swoich podstawowych życiowych potrzeb. Mieszkanie, jedzenie, rozrywka i jeszcze trochę na waciki.
👉🏻 Z drugiej strony, nawet w momencie największego kryzysu, zawsze miałam dach nad głową i jedzenie. Wbrew pozorom bardzo trudno w życiu o sytuację, w której nie masz naprawdę nic. Zawsze jest ktoś, kto Cię wesprze mniej lub bardziej. Nigdy nie jesteś sam, kiedy upadasz. Zawsze jest jakieś wyjście. Trzeba naprawdę bardzo chcieć wylądować pod mostem, żeby tam wylądować.
👉🏻 Jednocześnie wydaję dużo pieniędzy na bardzo drobne, a zupełnie zbędne rzeczy. Kolejne ubrania, jedzenie na mieście, subskrybcja Netflixa, którego oglądam raz na miesiąc… Wszystko dla tej jednej krótkiej chwili, żeby poczuć „Ufff, wszystko w porządku, mam pieniądze, jestem bezpieczna.” Iluzja zaspokojenia potrzeby bezpieczeństwa. Kompensacja, z podstaw psychologii.
👉🏻 Z kolei boję się wydawać większe pieniądze na konkretne rzeczy. Boooo… Nie mam żadnego planu co to mogłyby to być za rzeczy i do czego mogłabym je wykorzystać.
Rozumiesz? Nie boję się wydać dużych pieniędzy, dlatego, że nie mam dużych pieniędzy, tylko dlatego, że nie mam planu. Nie wiem na co wydaje się pieniądze poza głupotami.
Braki w edukacji finansowej
Zaczęłam szukać informacji, jak radzą sobie z finansami inni ludzie. Zostałam fanką Michała Szafrańskiego. Przeczytałam większość artykułów na jego blogu i przesłuchałam abolutnie wszystkie podcasty, które opublikował. To dzięki niemu zrozumiałam o co chodzi z tymi pieniędzmi i zaczęłam raczkować w temacie zarządzania domowymi finansami. Następnie trafiłam na PoTaniości Ani Grochowskiej, która opowiadała historię bardzo podobną do mojej – jak odbić się od dna. Pojawiło się w moim życiu określenie budżet domowy. Zaczęłam go planować i rozliczać. Dokonałam też kilku innych bardzo ważnych odkryć.
👉🏻 Okazało się, że żeby móc zarządzać pieniędzmi, trzeba je najpierw zarobić. A żeby je zarobić, trzeba coś komuś sprzedać. Można sprzedawać swój czas, swoje produkty albo usługi. Tak jest! To był moment błysku. Można przestać siedzieć 8h na etacie i wymieniać na pieniądze wymierne owoce swojej pracy. A nie czas. Można inaczej! Dlaczego nikt mi tego wcześniej nie powiedział?
👉🏻 W drodze nauki okazało się, że owszem, pieniądze można zbierać. Ale to jest najbardziej bezsensowna rzecz, jaką można zrobić z zarobionymi pieniędzmi. Mieć je. Pieniądze to wartość, którą należy wykorzystywać. Nie potrzebuję pieniędzy. Potrzebuję wiedzy, nowych doświadczeń i narzędzi do pracy. Dzięki którym mogę zapewnić sobie komfort i wewnętrzny spokój. I więcej pięniędzy. Na więcej wiedzy, doświadczeń i narzędzi.
👉🏻 I tak poznałam pojęcie inwestycji. Inwestycja, to pozbywanie się pieniędzy z intencją, że ich wartość wróci do nas po stokroć. Nie zawsze w formie pieniędzy. Wystarczy być jedynie odpowiednio cierpliwym i uważnym. To ogromnie szerokie pojęcie – znowu odsyłam Was do bloga Michała, Ani lub innych wyspecjalizowanych blogerów/vlogerów. Bo na początkowych etapach ogarniania budżetu nie inwestujemy trochę inaczej, niż kiedy dysponujemy większym budżetem. Inaczej podejmujemy decyzje zakupowe. Mamy inne cele do osiągnięcia. Ja zdecydowałam się inwestować w swój rozwój i skalowanie swoich możliwości. Czyli to, o czym napisałam wyżej – wydaję pieniądze tylko na to co daje mi wiedzę, nowe doświadczenia lub ułatwia / optymalizuje moją pracę i/lub życie.
Jeśli to nie jest dla Ciebie odkrywcze – świetnie. To znaczy, że jesteś już na innym levelu. Dla mnie kilka lat temu to była wiedza, dzięki której zaczęłam zauważać jak mało wiem i ile jeszcze życia i pracy przede mną.
Spojrzałam wtedy obiektywnie na poziom swojego życia, obliczyłam na co mnie stać i przyznałam sama przed sobą, że żyję w biedzie. Zgodnie z pochodzeniem i wychowaniem – zostałam młodym dorosłym z nizin społecznych. Stać mnie było jedynie na mieszkanie i jedzenie, a każdy inny wydatek to był -1 posiłek dziennie.
Mimo to jednak, choć żyłam na bardzo niskim poziomie, to poziom mojego stresu spadł wtedy nieporównywalnie. Bo nagle zyskałam wiedzę. Wiedziałam ile mogę wydać danego dnia, czasem zdarzało się nawet kilka złotych oszczędności, bo czegoś nie wydałam. Okazuje się, że można mieć wystarczająco pieniędzy niezależnie od wysokości zarobków.
Piszę to wzdychając z ulgą, że ten czas już za mną.
Moje finansowe flow
Zaczęłam się uczyć i motywować do działania. Zaczęłam znowu marzyć i opracowywać kroki do spełniania tych marzeń. Mam plany i konkretne cele. Wiem co robię. Razem z wiedzą i pieniędzmi przyszedł też rozwój duchowy i emocjonalny. Dostrzeganie i rozumienie rzeczy mniej przyziemnych i prostolinijnych. No, ale to wątek na inny artykuł.
Dziś w kwestii pieniędzy uczę się zdobywać nowe źródła dochodu i inwestować, po to by kolejnym etapem było pomnażanie majątku i budowanie poduszki finansowej. I dziś nie boję się już myśleć i mówić o pieniądzach! To tylko narzędzie. Które dostaję w zamian za swoją pracę. I dlatego staram się wykorzystać je najlepiej jak potrafię.
Ale nie byłabym na tym etapie, gdyby nie kilka nawyków, które wypracowałam dzięki tej lekcji życia, którą przeszłam będąc ubogą.
Mam wszystko czego potrzebuję.
Przestałam chcieć. Ciągle więcej, ciągle coś nowego, lepszego, fajniejszego. Kiedy nie miałam niczego i musiałam działać z tym, co miałam. I zdziałałam dużo, da się. Dlatego pielęgnuję w sobie uczucie spełnienia. To jest takie uwalniające. Nie muszę za niczym gonić, niczego więcej zdobywać. Mam wszystko czego potrzebuję. I mogę się rozwijać, marzyć, spełniać te marzenia i robić wszystko, na co tylko mam ochotę.
Mam tylko tyle, ile jestem w stanie udźwignąć.
Nie żyję ponad stan. Moje poczucie bezpieczeństwa nie zależy już od ilości wydanych pieniędzy i nabytych rzeczy. Nie kupuję kilku rzeczy pełniących tę samą funkcję, mam bardzo mało ozdób, nie mam żadnych książek (jeśli czytam to ebooki, a jeśli przeczytam papierową książkę – sprzedaję dalej), ograniczam ilość ubrań, kupuję tylko tyle jedzenia, ile faktycznie zjem – nie chomikuję. Nie jestem zachłanna i nie muszę mieć wszystkiego dużo. Takie poczucie wolności i braku uwiązania sprawia mi dużo przyjemności.
Kontroluję budżet.
Rozpisuję swoje miesięczne finanse, sprawdzam ile pieniędzy na co wydaję i planuję ile na co chcę przeznaczyć. Świadomie decyduję na co chcę przeznaczyć ciężko zarobione pieniądze. Nie chcę wymieniać swojego czasu na pierdoły.
Inwestuję, nie wydaję.
Raczej kupuję tylko te rzeczy, które przynoszą mi jakąś korzyść. Albo są to narzędzia do pracy, albo rzeczy użytkowe, które pomagają mi zaoszczędzać czas lub energię (patrz poprzedni post), albo takie które pomagają mi się rozwijać, stawać lepszym, mądrzejszym człowiekiem.
Nie zbieram pieniędzy, ufam flow.
Wszystko na świecie, cała energia, płynie. Są przypływy i odpływy. Wszystkiego. W to wierzę. Dlatego nie chomikuję pieniędzy i nie zatrzymuję ich flow. Wręcz przeciwnie, jestem mega wdzięczna za każdym razem, kiedy otrzymuję przelewy, bo cieszę się, że mogę przesłać te pieniądze dalej. Mogę wspierać rozwój gospodarki całego państwa, dzięki któremu jeżdżę po szerokim asfalcie, a nie po szlamie. Inwestować w ludzi, którzy tworzą własne marki i budują odpowiedzielny rynek, oparty na wzajemnym szacunku i zaufaniu. Mogę dokupować narzędzia, dzięki którym łatwiej mi się żyje i pracuje. Pięknie jest wydawać pieniądze. Nie tylko je mieć.
Poczytaj trochę, posłuchaj podcastów, poinspiruj się. Może to jest coś, co ułatwi Ci życie. Tak jak ułatwiło moje.
Tyle ode mnie dzisiaj. Jeśli spodobał Ci się ten artykuł zostaw serduszko przy poście, żeby podbić mi statystyki. W ten sposób pomagasz mi się rozwijać, to ważne dla ludzi, którzy płacą blogerom pieniądze za współprace. Dziękuję i wszystkiego dobrego! ❤️
Basia Romanowska
Żyję w zgodzie ze sobą. Inspiruję do spełniania marzeń i podążania za głosem serca. Chcę rozbudzać w Was świadomość własnych potrzeb i jakościowego życia. Rozwijam też własną firmę IT zajmującą się testami aplikacji. Zapraszam Cię do świata, gdzie normalność to wrażliwość, satysfakcja i radość z życia oraz spełnianie marzeń <3 Poznajmy się!