Porzucenie swoich marzeń czy wyznawanych wartości?

Zawsze byłam uczniem z kategorii zdolnych, ale leniwych. Dlatego na pełnej świadomce stosowałam strategię silnego budowania marki w pierwszej połowie pierwszego roku. Przekonać grono pedagogiczne do mojego zdrowego rozsądku, zaangażowana i poważnego podejścia do nauki. A kiedy później były jakieś przypały to albo w ogóle nie wierzyli, że mogłam maczać w tym palce, albo przymykali oko, bo przecież taka dobra uczennica… ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Tak samo mądrze wystartowałam w moim wymarzonym liceum. Zrobiłam to! Dostałam się do „dobrej” szkoły i udowodniłam sobie, że nie przysnęłam w kolejce po intelekt. Marzenie spełnione. I kiedy już jesteś na tym szczycie, kiedy osiągnąłeś wszystko, co sobie założyłeś i delektujesz się satysfakcją, ostatnie o czym myślisz to to, co może pójść nie tak. Moment rozpoczęcia nauki w wymarzonym liceum, to w mojej głowie był jeden z najbardziej wzruszających momentów mojego życia. To był mój szczyt. Wykonałam plan.

Czego można chcieć więcej? 

Nooo właśnie. Czasem bywa tak, że musimy spełnić swoje wielkie marzenie tylko po to, żeby przekonać się o czym tak naprawdę marzymy i że to wcale nie to. W ciągu pierwszych dni okazało się, że ja, super empatyczna, uśmiechnięta i na maksa przyjazna istota o złotym sercu, trafiłam w bezduszne stado jakiś buraczanych bananowców, którzy nawet nie próbują udawać, że są mili. Stałam się ofiarą okrutnych drwin, mowy nienawiści i czegoś co od niedawna nazywamy zgrabnie bullyingiem. Okej, na pewno nie pomagał fakt, że miałam stylówkę emo z 30 kilową nadwagą. No i nie byłam „stąd”, do liceum dojeżdżałam z moich zapyziałych Mordów, co też nie umknęło uwadze moim klasowym koleżankom i kolegom. Niemniej do dziś nie uważam tego za dobry powód, aby obrażać drugiego człowieka i lekceważyć jego emocje, tym bardziej, że nie byłam raczej małomiasteczkową osobą. Na przestrzeni wcześniejszych 9 lat edukacji nigdy nie spotkałam się z tyloma przykrościami. Byłam przerażona nowym miejscem, nową sytuacją i zszokowana postawą moich współklasowiczów. Cóż, uznałam bezradnie, że szacunek to nie jest coś czego uczy się dzieciaki z dobrych domów w większych miastach. Moje cele były dalekosiężne, więc idąc za głosem rozsądku zignorowałam czynnik ludzki mojej klasy i skupiłam się na tym, na czym trzeba było się skupić w pogoni za marzeniami – na nauce i przychylności ciała pedagogicznego.

Nadzieja umiera ostatnia

I ten plan miał duże szanse powodzenia. Mój ówczesny nauczyciel historii był jednym z najciekawszych nauczycieli historii z jakim miałam historię. On nie uczył, on snuł opowieści. Absolutnie nie opowiadał o historii. On z pełną pasją i podniesionym z ekscytacji tonem opowiadał nam historie. Bardzo mi tym zaimponował. Do dziś mam ogromną słabość do zajawkowiczów i ludzi z pasją. Do czasu aż na przestrzeni kolejnych kilku tygodni przekonałam się, że nie tylko uczniowie z mojej klasy mają problem z poszanowaniem drugiego człowieka i wartości przez niego wyznawanych. Problem ten sięgał o wiele dalej niż się wtedy spodziewałam. Dotyczył samego „profesora”. (Nigdy nie pojmę przymusu nazywania magistrów profesorami. To powinno być karane prawnie.) Tenże osobnik zaczął mieć ze mną jakiś problem. A to źle zamknęłam drzwi i nie przegapił okazji do kąśliwości wobec całej klasy, a to zapytałam kogoś o notatkę, bo nie zdążyłam zanotować i dostałam publiczną burę, i tak jakoś małymi kroczkami spowodował, że mój podziw malał z lekcji na lekcję. Wyczuwałam, że z jakiegoś powodu jestem na cenzurowanym i zaczęłam ostrożniej podchodzić do lekcji historii. Zaczęłam ją odrabiać jako pierwszą, żeby na pewno nie zapomnieć, uczyłam się z lekcji na lekcję, żeby nie dać się zaskoczyć jakiejś niezapowiedzianej kartkówce. Historia nigdy nie była moją mocną stroną, więc musiałam się przyłożyć, żeby mój plan z dobrym pierwszym wrażeniem mógł wypalić. I ilekroć padały jakieś mało uprzejme uwagi w moją stronę z całych sił gryzłam się w język, żeby tylko nie palnąć jakiejś nieodwracalnej głupoty. Bo jak wiecie mam takie predyspozycje. I nawet zaczęłam wierzyć, że to zadziała. Niestety. Pan „profesor” postanowił wystawić mnie na największą próbę, z jaką przyszło mi się zmierzyć w tamtym czasie.

Na jego prośbę zostałam po lekcji na rozmowę. Spięta jak sto pięćdziesiąt, bo za grosz człowiekowi nie ufałam. I właśnie wtedy, może w 3. tygodniu mojej nauki w tym cholernym wymarzonym liceum, trzecim w rankingu najlepszych w mieście, dostałam strzał w kolano. POLECENIE, że mam wyjąć z twarzy kolczyki (te same, które po dziś dzień noszę, więc spoiler tej historii). W tej sprawie nie chodziło o te głupie kolczyki, obydwoje doskonale o tym wiedzieliśmy. Panu „profesorowi” chodziło wyłącznie o moje całkowite podporządkowanie się. Jemu? Lękowi przed systemem, który sam wymyślił w swojej małej-wielkiej głowie? Sama nie wiem. W każdym razie dostałam jasny komunikat, że nie mam prawa pojawiać się na lekcjach historii z piercingiem. I w tej samej sekundzie urodził się we mnie tak wielki żal, tak wielkie rozczarowanie. Te kolczyki są moją wolnością. Namacalnym dowodem na to, że mogę być kim chcę, robić co chcę i wyglądać jak chcę, tak długo, jak nie robię tym nikomu krzywdy. I nie mogłam uwierzyć, że on, jako dorosły, dużo mądrzejszy i obyty człowiek, nie jest w stanie tego uszanować. Jeden w całej szkole. Zwątpiłam we wszystko, z czym przyszłam do Żółkiewskiego i co chciałam tam zrealizować. Postanowiłam spróbować się obronić i z tym swoim całym rozczarowaniem i żalem przedstawiłam sytuację szanownej dyrekcji tego. Niestety, mój głos, w mojej własnej sprawie, został zignorowany. „Na lekcji pana X panują zasady pana X.” i nie było dysuksji. Chwała Bogu, że pan X trzymał się programu w takim razie, skoro miał takie możliwości!

Lekcja życia

Mając 16-lat stanęłam przed strasznym ultimatum: posłuchać swojego serca i porzucić swoje marzenia, albo wytoczyć otwartą wojną lękowi, nienawiści i bezwzględności, które starano się na mnie wymusić. I to właśnie wtedy, po raz pierwszy w życiu musiałam dokonać wyboru. Porzucić swoje marzenia czy wszystkie wyznawane wartości, na których zbudowałam swój świat? To był jasny dowód na to, że standardy wychowawczo-edukacyjne panujące w IV LO im. Hetmana Stanisława Żółkiewskiego w Siedlcach nie dość, że nie uczynią mnie lepszym człowiekiem, to jeszcze odbiorą wiarę we wszystkie fundamenty, które do tej pory zbudowałam w swoim życiu i które uczyniły mnie szczęśliwą. Mhm. Wtedy ten wybór był równie prosty. Choć niezmiernie bolesny.

Różnica pomiędzy edukacją a wychowaniem

Wtedy, jako przerażona 16-latka nie potrafiłam wyrazić tego co czuję i skomentować zaistniałej sytuacji. Dzisiaj wiem, że nauczyciel historii nie ma prawa wpierdalać się w moje życie ze swoimi brudnymi buciorami. Tak samo jak mój pracodawca nie powinien interesować się moim życiem prywatnym. A wtedy panu „profesorowi” ewidentnie pomyliły się terminy edukacji i wychowania.

Dzisiaj jestem kwalifikowanym pedagogiem. Dzięki wybitnym, zasłużonym Profesorom, którzy przez lata dzielili się ze mną swoimi umiejętnościami i doświadczeniem zdobyłam ogrom wiedzy na temat kształtowania psychiki młodych ludzi, zrozumienia jej (tej psychiki) i licznych metod pracy z nią (tą psychiką). Dziś już wiem, że istnieje fenomenalny nurt Nowego Wychowania, o którym milczy polski system edukacji jakby to było wiedzą zakazaną. Jestem ogromną fanką angielskiej Szkoły Summerhill, która nawet we mnie budziła mieszane emocje, a o której powinien przeczytać każdy, kto kiedykolwiek planuje mieć jakikolwiek kontakt z dziećmi. Swoimi lub nie. (Książka „Szkoła Summerhill” Alexandra Neilla – polecam!)

Mówię o tym, nie dlatego, żeby się poskarżyć, a żeby otworzyć dyskusję i przestrzeń na myślenie. Ponieważ to, że pan „profesor” posiada swoje poglądy, jest rzeczą zupełnie naturalną, którą bezwzględnie szanuję, ponieważ ja też posiadam swoje poglądy  i oczekuję, że również będą one uszanowane. Ale to, że pan „profesor” nie uszanował wtedy moich poglądów, w swoje obowiązki zawodowe, służby publicznej, wplótł tak daleko idącą prywatę, a co gorsza dostał na tę prywatę otwarte przyzwolenie od swoich przełożonych, uważam za absolutnie oburzające na jakimkolwiek poziomie nauczania w Polsce. Nie przejawiałam żadnych niewłaściwych zachowań, starałam się osiągnać jak najlepsze wyniki, zależało mi i wiązałam ogromne nadzieje z nowy etapem nauki. Niestety, mimo mojego zaangażowania bezzasadnie zostałam zaatakowana przez osobę, która powinna być mi sprzymierzeńcem, wzorem i rozumieć moje ówczesnie pobudki. Ba! Pomóc mi samej je zrozumieć, bo przecież to nie bierze się zniką i młodzieńczy bunt jest absolutnie naturalnym zjawiskiem!

Konsekwencje

Gdybym wtedy dała się stłamsić wyszłabym z tamtej placówki jako nie ja. Nie byłabym człowiekiem mądrym i odpowiedzialnym za swoje czyny, a jedynie szarą myszką, która potrzebuje sterowania i która słucha pierwszego lepszego przygłupa dającego mi rady, które wcale nie mają służyć mi. A jemu. Tego typu zachowania mają służyć niszczeniu węwnętrznej siły, pewności siebie i wolności. A bez tego, nie byłabym tym, kim jestem dzisiaj. 

Opisywany przeze mnie pan „Profesor” nie jest jedynym nauczycielem w Polsce, który „wychowuje” młodzież lękiem, bezwzględnością i brakiem empatii. Tak jak nauczył go system, tak jak było w komunie. Tylko że to już nie te czasy moi drodzy. Wolność nie jest Twoim przywilejem. Wolność jest obowiązkiem państwa. Państwo ma bezwzględnie zapewniać swoim obywatelom wolność, bezpieczeństwo i edukację na takim poziomie, abyśmy mogli realizować swoje życiowe cele i aby żyło nam się KOMFORTOWO. Za to mu płacimy. Za to płacimy nauczycielom odpowiedzialnym za powszechną edukację. I dlatego mamy prawo jej wymagać w najlepszej formie jaką do tej pory stworzono.
Nie chciałabym swoich dzieci uczyć lęku i uległości, smutku z udawania kogoś kim się nie czują. Nigdy. Chcę żeby moje dzieci osiągały sukcesy dzięki nieposkromionej radości, pewności siebie, otwartości na świat i drugiego człowieka. Żeby nigdy nikomu nie próbowały takiego strachu wmawiać i żeby nigdy dały takiego strachu wmówić sobie.

Tak samo jak ja wtedy nie dałam go sobie wmówić.

Dzień później zabrałam ze szkoły swoje dokumenty i poprosiłam o przyjęcie mnie do III LO w ZSP nr w im. Stanisława Staszica. Serdecznie dziękuję paniom Dyrektorkom za przychylność w mojej sprawie, zrozumienie moich potrzeb i uszanowanie poglądów. Miałam fantastyczną klasę i świetnych pedagogów. Przez całe 3 lata mojej edukacji nikt nigdy nawet nie wspomniał o moich kolczykach. Nikt nigdy nie sprawił, że czułam się niekomfortowo.

Inność nie jest zła, czy gorsza. Jest po prostu inna od tego, co już znamy

Wszystko się da. Tylko trzeba chcieć. Chcieć być dobrym człowiekiem dla siebie i dla świata, w którym żyjemy.
Chociaż to fatalne doświadczenie wiele mnie nauczyło, to bardzo dziękuję ludziom, którzy przywrócili mi wiarę w drugiego człowieka i zatarli te złe wspomnienia. I dziękuję mojej mamie, która okazała się być najlepszym pedagogiem w tamtym czasie pozwalając mi samodzielnie podejmować te wielkie decyzje. Bez tego nigdy nie nauczyłabym się walczyć o swoje szczęście i dobrobyt.

Brońcie się przed lękiem i zamkniętymi umysłami.
Bądźcie wolnymi ludźmi. 

Pozdrawiam, trzymajcie się ciepło i zdrowo <3

A! Jeśli sądzisz, że ilovemikrozachwyt ma potencjał i chciał(a)byś mnie wesprzeć na mojej drodze budowania kariery blogowo/youtubowej to możesz to zrobić właśnie teraz! Wystarczy, że nie podarujesz mi żadnych pieniędzy, a jedynie zasubskrybujesz mój kanał na YouTube i pofollowujesz na Instagramie. Bez tego nie będzie niczego!
( ͡° ͜ʖ ͡°)

Fatured image: pexels.com | Max Fischer – Teacher Standing in Front of a Blackboard

Basia Romanowska

Żyję w zgodzie ze sobą. Inspiruję do spełniania marzeń i podążania za głosem serca. Chcę rozbudzać w Was świadomość własnych potrzeb i jakościowego życia. Rozwijam też własną firmę IT zajmującą się testami aplikacji. Zapraszam Cię do świata, gdzie normalność to wrażliwość, satysfakcja i radość z życia oraz spełnianie marzeń <3 Poznajmy się!

Wesprzyj to co robię i dołącz do grupy mikrozachwytowiczów. Ciesz się żyćkiem <3

Śledź sociale Mikrozachwytów, dziel się swoimi mikrozachwytami i oznaczaj @basiaromanowska (IG) lub @ilovemikrozachwyt (FB). Uśmiechnijmy się do siebie.
Daj się poznać ♥