Właśnie teraz, kiedy cały świat zamknął swoje granice i wyściubienie nosa poza swoje podwórko jest niemożliwe, uświadamiam sobie jakimi jesteśmy cholernymi szczęściarzami, że znamy świat jaki znamy.
To jest moment, który przypomina mi, że doświadczanie świata, wiedza i podróże to ogromny przywilej. Luksus. Który oznacza, że mamy dość dużo, by chcieć więcej.
I było mi dane zaznać tego luksusu, moi mili. I to przez chwilę dłuższą niż kilkutygodniowy egzotyczny urlop.
I właśnie dlatego to było tak bezcenne doświadczenie. To poznanie tej zwykłej, szarej codzienności życia w innym świecie niż nasz, polski, pozwoliło mi z tej podróży przywieźć ze sobą o wiele więcej niż wspomnienia z wakacji.
Zacznę od końca. Od tego, że każda jedna osoba ze zdziwieniem pytała mnie dlaczego i po co wróciłam. Przecież tu jest Polska, a tam jest Anglia. Ten Wasz miodem i mlekiem płynący Zachód, gdzie zarabia się w funtach, proszek do prania jest bardziej pachnący, a ulice wyglądają tam samo jak w Waszych ulubionych filmach z Torrentów. Otóż wiecie co?
The grass is often greener on the other side of fence.
Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma.
Wielokrotnie w swojej głowie porównywałam Polskę z Anglią, w najróżniejszych aspektach życia i stanu rzeczy. I wiecie co? 1-1. Nie ma lepszych i gorszych. Nie ma słabszych i silniejszych. Są rzeczy, których można Brytyjczykom pozazdrościć, które ogarnęli lepiej, i tak samo w drugą stronę, jest cała masa rzeczy, o których oni nawet nie mają pojęcia, jak dobrze można coś ogarnąć. I nigdy bym w to nie uwierzyła, gdyby nie to, że widziałam to wszystko na własne oczy. I bardzo trudno będzie mi opowiedzieć Wam o tym wszystkim, ale mam nadzieję, że zrozumiecie to, co chcę Wam przekazać.
Filmy to ściema, wujowie z Ameryki to historie przeszłości. Świat poszedł do przodu. Myśl poszła do przodu. W XXI wieku mamy takie same sieciówki z tak samo uginającymi się półkami i tak samo konkurujących z nimi małych lokalnych przedsiębiorców, taki sam internet z takimi samymi zasobami, taką samą demokrację i takie same możliwości, drodzy Państwo. A inne nie znaczy gorsze czy lepsze. Po prostu inne.
podstawy życia, czyli fun facty dotyczące mieszkań.
1. Kupić i wynająć mieszkanie możesz jedynie za pomocą agencji nieruchomości. Bardzo ciężko trafić na sensowną ofertę na rynku bezpośrednim – zazwyczaj są to obskurne miejscówki do wynajmu na każdych warunkach.
[URIS id=1137]
2. Na koniec wynajmu agencja wystawia Ci referencje i następna agencja, u której wynajmujesz mieszkanie zwraca się z prośbą o przesłanie im tych referencji, bo chcą wiedzieć czy jesteś spoko lokatorem czy jakimś szemranym, niewypłacalnym typem.
3. Z reguły nie masz prawa wykonywać napraw na własną rękę, w trosce o dobro Twoje i nieruchomości. Także po prostu dzwonisz do swojego agenta i mówisz „Cześć Henry, słuchaj, nie działa mi pralka/lodówka/prysznic/kibel/światło w przedpokoju, mógłbyś kogoś przysłać, żeby na to spojrzał, please?”. I tego samego lub następnego dnia pojawia się u Ciebie Pan Ogarniacz, który ratuje Ci (mi) życie. Very nice.
4. Kiedy wynajmiesz już mieszkanie, okazuje się, że nie ma tam prądu, wody i internetu, a ogrzewanie jest zwykle jedynie elektryczne… Także trzeba znaleźć dostęp do internetu, poszukać najkorzystniejszych ofert i wszędzie zadzwonić albo napisać maila z prośbą o podłączenie mediów na Twoje własne nazwisko. Po miesiącu odkrywasz też, że śmieci nie mieszczą Ci się w pojemniku, bo panowie co tydzień odbierają je od wszystkich sąsiadów, ale nie od Ciebie… I tak dowiadujesz się, że trzeba wykonać jeszcze jeden telefon do City Council i poprosić o przypisanie Ci też pojemnika na śmieci (tego, który stoi pod Twoimi drzwiami), bo od kogoś muszą pobierać opłaty za ich wywożenie. Logika jest super, sam wybierasz sobie dostawcę i kontrolujesz swoje rachunki, nic nikomu do Twojego zużycia, ale sam proces jest niejasny i stresujący dla kogoś, kto nigdy nie wynajmował mieszkania w ten sposób.
5. Myśląc o Anglii i ichsiejszych terraced-house’ach widzimy urocze szeregowe domki w wiktoriańskim stylu.
[URIS id=1146]
Tymczasem należy pamiętać, że ten wiktoriański styl pochodzi od nazwy Królowej Wiktorii, a zabudowa ta powstała mniej więcej w połowie XIXw., kiedy to trzeba było streszczać się z budową jak największej ilości domów, żeby jak najwięcej ludzi ściągnąć do pracy w fabrykach, bo wybuchła rewolucja przemysłowa. Także na co dzień krajobraz nie wygląda jakoś super optymistycznie.
[URIS id=1159]
Każde z 3 mieszkań, w których miałam okazję mieszkać, było niedogrzane i zawilgotniałe, codziennością jest grzyb na ścianach. Kamienne/ceglane budynki zupełnie nie są ocieplane. (I gdyby nie to, nigdy nie dowiedziałabym się jak ważne dla życia, komfortu i pieniędzy jest ocieplanie domów. Dzięki Polsko, że to ogarnęłaś!). Do tego każde z wejść do tych domów prowadzi prosto do salonu. Serio. A na dodatek każde z tych drzwi są drewniane, nieuszczelnione i z centymetrową szparą przy progu, więc często miałam wrażenie, że ludzie chodzą mi po domu. Tym samym salon, w którym najczęściej przebywasz, jest najzimniejszym i najmniej przyjemnym pomieszczeniem w całym domu. W łazience z okna wiatr hula, a nie ma kontaktów więc się nie dogrzejesz. (Mhm, nie możesz wysuszyć włosów w łazience. A to ci dopiero!) No i generalnie grzejniki możesz sobie popodłączać wszędzie, do każdego kontaktu, ale nie ma szans na osiągnięcie temperatury, w której będziesz mógł chodzić po domu w gaciach. (Ale też należy wziąć pod uwagę, że jestem wyjątkowo ciepłolubnym stworzeniem i zupełnie nie jestem obiektywna 😎)
Ubrania nie schną, śmierdzą stęchlizną, w mieszkaniu jest jeszcze większa wilgoć… Ratunkiem jest pralko-suszarka (złoty wynalazek, gorąco polecam!) albo publiczne pralnie, których jest sporo i są dość tanie, właśnie ze względu na to, że są bardzo potrzebne. W UK jedyny raz w życiu miałam okazję korzystać ze starej, publicznej pralni, jak na amerykańskich filmach! I to jest tak oldschoolowe doświadczenie, że do tej pory się dziwię, jak Wielka Brytania może nie ogarniać pralki/pralko-suszarki w każdym domu.
No wiesz, ładujesz swoje brudne, śmierdzące ciuchy, bieliznę, pościel i niesiesz w siatach przez miasto, żeby włożyć je do pralki, do której jacyś inni randomowi ludzie wkładali swoje brudne, śmierdzące ciuchy, bieliznę czy pościel. A później ładujesz wszystko spowrotem w siaty i znowu niesiesz przez miasto. I nie mówię tu o okazjonalnym praniu kołder czy kocy, bo nie mieszczą Ci się do Twojej domowej pralki, tylko o codziennym praniu, bo ludzie nie mają pralek w domach, albo nie mają jak tego prania wysuszyć. Serio? To ma być XXI wiek? Wysyłamy samochody w kosmos, a nie potrafimy zadbać o to, żeby podatnicy mieli godne warunki mieszkaniowe i niezbędne wyposażenie w domach? Jasne, ja rozumiem, że ten problem jest złożony i dość systemowy, ale…
Halo, wielki Zachodzie! Where are you!
Kiedy siedzisz w tej pralni i czekasz na pranko, powoli dociera do Ciebie, że to już nie jest film.
I jakoś tak przestaje być zabawnie.
6. Pralki zawsze stoją w kuchni (Taka polityka. Niby to uzasadnione, ale nigdy się z tym nie pogodzę!), a zlewy mają po dwa krany i serio myjesz się w lodowatej wodzie albo we wrzątku. Mhm, to się dzieje. Anglia dalej nie ogarnęła zmiany kranów. Z prysznicami też jest ciekawie, bo często zamiast kurków mają takie plastikowe pokrętło do włączania, które zwykle działa jak chce i myjesz się albo w lodowatej, albo we wrzątku, albo jest takie ciśnienie, że równie dobrze, możesz polewać się szklanką wody z kranu. (W kontekście ogólnego zimna, kiedy nie możesz się rozgrzać w gorącej kąpieli, to na samo wspomnienie mam dreszcze.)
7. Wszystkie okna otwierają się na zewnątrz! Co oznacza, że nie możesz otworzyć okna, ani go umyć! 🙂 Możesz zapłacić za ich umycie osobie, która pojawia się czasem w sąsiedztwie, no i jedynie je uchylić, na tyle, na ile wystarcza Ci ręki lub pozwala ogranicznik w oknie. I niby to ma jakieś sensowne uzasadnienie związane z wiatrem na Wyspach, ale ile ludzi tyle teorii, także żadnej nie zaufałam.
Wiadomo, są mieszkania bardziej prestiżowe, ładniejsze i tańsze za miastem i wszystko jest kwestią ceny. Ale kiedy zaczynasz swoją przygodę w UK, coś mi mówi, że nie tak łatwo wynająć przytulny apartament na europejskim poziomie. Dla ciekawych – aktualne oferty mieszkań na wynajem w popularnym portalu: Properties To Rent in Leeds | Rightmove
Podsumowanie
Tak, na pierwszy rzut oka nie wygląda to za ciekawie i takie też były moje pierwsze wrażania z pobytu na Wyspie. Tak, byłam totalnie rozczarowana! Wiecie, to są przeciętne warunki przeciętnego człowieka. Miałam najgorszą pracę, za najniższą krajową. Ale tak właśnie żyją miliony ludzi, czy to emigrantów czy Brytyjczyków. I to jest całkowicie normalne. Dla mnie nie było, to była dla mnie pewna egzotyka, taki obraz Wielkiej Brytanii. Ale za tym idzie cała kultura i sposób bycia, o której więcej opowiem Wam w kolejnym poście i wtedy ten obraz Anglii będzie pełniejszy. Bardziej optymistyczny.
Wydaje mi się, że w Polsce fajna kawalerka kosztuje tyle samo, co w Anglii mieszkanie z jedną sypialną. Na pierwszy rzut oka wydaje się to słabe, bo myślimy o wielkości. Ale warto pomyśleć o tym, że w Polsce razem z mieszkaniem masz media, masz ciepło i przytulnie, pranie ci wysycha (!), no i też co raz łatwiej jest znaleźć takie estetycznie wyposażone IKEĄ. W Anglii będziesz mieszkał w zimnym, wilgotnym terraced-housie w nieciekawej dzielnicy, w którym od chodnika oddzielać Cię będzie tylko grubsza drewniana deska, z kratami na dodatek. No, wyposażenie jest kwestią szczęścia, czasem jest, czasem nie ma, raz lepsze, raz gorsze. Często kuchnia ma klimat lat 60. XX wieku, ale jak cierpliwie szukasz, to możesz trafić na nieco nowocześniejsze.
I zakończę temat taką małą refleksją, że te wiktoriańskie terraced-house’y i taki mieszkaniowy oldschool, może i nie są jakieś super komfortowe, praktyczne czy estetyczne, ale na zdjęciach wyglądają fajnie i robią klimat. I tak trochę jest z tą naszą Anglią – jak oglądamy ją sobie na ekranie, to jest naprawdę zajebista.
Im bliżej się jej przyglądasz, tym więcej szarości zauważasz. Ale czy czar pryska? O tym w kolejnym odcinku! ;D
Basia Romanowska
Żyję w zgodzie ze sobą. Inspiruję do spełniania marzeń i podążania za głosem serca. Chcę rozbudzać w Was świadomość własnych potrzeb i jakościowego życia. Rozwijam też własną firmę IT zajmującą się testami aplikacji. Zapraszam Cię do świata, gdzie normalność to wrażliwość, satysfakcja i radość z życia oraz spełnianie marzeń <3 Poznajmy się!